Podobny przełom prawny jaki obecnie stanowi wejście w życie 25.12.2014 nowej ustawy o prawie konsumenckim , w 1997 stanowiło uchwalenie Konstytucji RP oraz nowego kodeksu karnego .
Pod wpływem mojej prywatnej dokładnej analizy tych dwóch aktów prawnych i odkrycia rewolucyjnosi zawartych wnich zapisów, w kwietniu 1998 rozpoczeła sie swego czasu słyna nie tylko w Toruniu, ale niemal w całej Polsce akcja prawno-ekologiczna w sprawie ,,chrninych żab ginących w źle zaprojektowanych studzienkach na 11-kilimetrowej toruńskej autostradzie a-1 .
Na pamiątkę właśnie tej brawurowej akcji prawnej w logo tego bloga pojawiła sie mosiężna ,,toruńska żaba z paragrafem,, (żaba pochdzi z toryuńskiego pomnika filsaka na toruńskim Rynku Staromiejskim)
A oto klika przykładów na to że "prawo ze swojej istoty to dziedzina operujaca normi prawnymi na pojęciach abstrakcyjnych " . Tak więc nie powinna nas dziwić ,,akcja obrony prawa człowieka poprzez akcje w sprwie żab ginących w źle zaprojektowanych studzinkach na Toruńskim odciku A-1:
1. PIESEK PILNUJĄCY HURTURNI - MOŻE MIEĆ STAŁE ZATRUDNIENIE I UTRZYMANIE NA KOSZT FIRMY!
http://forum.infor.pl/topic/32786-karma-dla-psa-a-koszty/
Czytaj więcej na Infor.pl: http://forum.infor.pl/topic/32786-karma-dla-psa-a-koszty/#ixzz3UXdQlvLP
http://www.tygodnik.com.pl/numer/276426/podsiadlo-felieton.html
A mój synPrzychodzi żaba do sąduJACEK PODSIADŁO
A mój syn, kiedy mu pokazałem animowane komputerowo dinozaury i niby się zdziwiłem: „Ciekawe, jak oni je sfilmowali”, odpowiedział: „Normalnie. Pewnie sfilmowali, jak jeszcze były”. Może sobie wyobrazić czasy dinozaurów, ale nie dociera do niego, że kiedyś mogło nie być kamer.
„Nie zawdy sie z Womi zgodzom” – napisał do mnie pan Owczarek Podhalański. Ale „to co pisoliście o Ich Troje, abo o poni Kozyrze to jest święta prowda. Ostatnio pogryzłek jednego cepra, co fcioł ukrość oscypka mojemu bacy. No i co? I nic. Ot, jesce jeden przypadek pogryzienia cepra przez owcarka. Ale gdybym nie nazywoł sie owcarek podhalański, ino poni Kozyra, to takie pogryzienie byłoby dziełem śtuki! A jakiś cas temu jedna suka w sąsiedztwie mioła ciecke. Tośmy posli – trzy owcarki – pod jej chałupe i zaceliśmy do niej wyć. W końcu jej gazda sie zdenerwowoł i wyskocył na nos z kijem. Ale gdybyśmy sie nazywoli nie trzy owcarki podhalańskie, ino Ich Troje, to ten gazda wyskocyłby do nos nie z kijem, a z prośbom o autograf. I tak to juz jest. Za takom samom rzec jedni zbierajom laury, inksi dostajom baty, a w najlepsym wypadku nic nie dostajom. Bo na tym świecie nimo sprawiedliwości, jak to zauwazyła najsłynniejsa górolska poetka, Wanda Czubernatowa z Raby Wyznej. Ale najsłynniejsy górolski filozof, Józek Tischner z Łopusnej, od razu jej na to pedzioł, ze ten świat jest stworzony do miłości, a nie do sprawiedliwości. Skoro tak, to machnołek na sprawiedliwość ogonem (fciołek machnąć łapom, ale bołek sie, ze sie przewróce i owce mnie wyśmiejom) i zacołek miłowoć. Miłuje więc mojego bace, miłuje turystów (zwłasca, gdy mnie dokarmiajom), miłuje Pona i Pońskiego Syna. Poniom Kozyre tyz miłuje, ale mimo to, jak ino trafi sie okazja, to jom ugryze. Za co? A za nic! Ugryze jom niezasłuzenie, niesprawiedliwie! Niech ona tyz wie, ze nimo na tym świecie sprawiedliwości. Hau! owcarek podhalański
Ps. Casem pon cytuje w swoich felietonach listy do siebie. Nie spodziewom sie, zeby haw mioł pon taki zamiar, ale na wselki wypadek prose mojego listu nie cytowoć. »Tygodnik Powsechny˛« jest po to, zeby cytowoć w nim wos, ludzi, a nie nos, psy”.
No i teraz Rada Etyki Mediów musi zebrać się na nadzwyczajnym posiedzeniu. Tak nadzwyczajnym, jak nadzwyczajny jest niniejszy przypadek naruszenia podstawowych zasad dziennikarskich. Żeby cytować w prasie list, którego Autor wyraźnie sobie zastrzegł, żeby nie cytować! Niechybnie sprawa znajdzie swój finał w sądzie. I niechybnie ją wygram. Dlaczego? Bo tak, jak żaden człowiek nie wygrał jeszcze z PKP, tak żaden pies nie wygrał jeszcze z człowiekiem. Za znęcanie się nad psem niezawisłe sądy III RP (oj, żeby do nich nie przyszła sprawiedliwość ludowa, bo wtedy zawisną, aż togi będą im powiewać na wietrze) dają wyłącznie wyroki w zawieszeniu. To co mogą mi dać za zacytowanie psa? Jakąś nagankę w zawieszeniu? Najprawdopodobniej sąd uzna, że pies nie ma prawa w ogóle złożyć pozwu. Jeszcze dostanie grzywnę za obrazę sądu, jak przyniesie ten pozew w zębach (obrażalskim sędziom dedykuję anegdotę o sędzim piłkarskim. Graliśmy kiedyś z LZS-em Kuniów i sędzia był ślepy. Więc strasznie mu z chłopakami ubliżaliśmy, a on nic, nawet żółtej kartki żadnemu nie dał. W końcu spytałem go: „Panie, jak pana trzeba nazwać, żeby pana obrazić?” A on na to: „Mnie się nie da obrazić”. Autentyk. Po meczu sprawiedliwość ludowa wrzuciła mu spodnie do sedesu i wracał do domu w piłkarskiej todze).
Mój znajomy pozwał do sądu odpowiednie władze za nieprzestrzeganie przepisu o prawie żab do swobodnego przekraczania autostrad. Obecnie sprawę rozpatruje trybunał w Strasburgu, bo polski sąd odpowiedział znajomemu, że w sprawie tej nie jest bezpośrednio pokrzywdzony. A list pana Podhalańskiego przytoczyłem, żeby na własnej sierści odczuł, „ze nimo na tym świecie sprawiedliwości”. A już dla zwierząt to nie ma jej wyjątkowo. A już w Polsce to szczególnie. Akurat nie jestem dzisiaj w nastroju do epatowania okrucieństwami i wyliczania listy tych największych, z których słyniemy w świecie; może zresztą nie zmieściłaby się. Ale na jeden aspekt chcę zwrócić uwagę.
Obrońcy tzw. praw zwierząt często wykorzystują chwyt, który wykorzystywacze i zjadacze zwierząt często uważają za nadużycie. Porównują na przykład farmy czy fermy do obozów koncentracyjnych, eksperymenty na zwierzętach do eksperymentów na ludziach, a masowy ubój do holocaustu. Łatwo taką analogię obśmiać albo oburzyć się na nią, bo istnieje dość wyraźna różnica między krową a człowiekiem. Ale z obśmiewaniem to ostrożnie, bo walka o prawa żab przed trybunałem strasburskim też może śmieszyć, ale jak będziecie grylować zająca na łonie tego, co wydaje się wam naturą, i zachwycać się kumkaniem żab, to może właśnie mojemu znajomemu będziecie zawdzięczać, że żaba występuje w przyrodzie częściej niż dinozaur. A są też podobieństwa między krową a człowiekiem i dziedziny, w których zwierzę i homo sapiens są sobie równi. A zrównuje tych dwoje – i powinno zrównywać także wobec prawa – na przykład cierpienie. Nawet w nowej ustawie o ochronie zwierząt, którą prawie wszyscy są zachwyceni, jest mowa o zwierzętach „o wyższym rozwoju czynności psychicznych”, co świadczy, że ustawodawca odróżnia już psychikę robala od psychiki małpy człekokształtnej. Nie każdy jest św. Franciszkiem i może można pozwolić na krzywdzenie muchy. Ale dla krzywdzenia zwierzęcia odczuwającego cierpienie w takim samym lub zbliżonym stopniu, jak człowiek, nie da się znaleźć podstawy moralnej, z której powinno wynikać każde prawo. I tu dochodzimy do miejsca, gdzie analogie z ludobójstwem są uzasadnione. „Doświadczenia powodujące ból (...) należy przeprowadzać w znieczuleniu (...). Tylko w wyjątkowych przypadkach, gdy dobro nauki tego wymaga, można dokonać doświadczenia bez znieczulenia”. Proszę bardzo: w czym nauka jest lepsza od królika i co królik jej zawdzięcza? Jeśli trzeba torturować, to dlaczego niewinnego króliczka, a nie złodziei albo bandytów? I czy nie można by zatrudniać masochistów? A czy „piersi świeże tanio”, które widuję na bazarze, na pewno są smaczniejsze od świeżych piersi?
Oj, rozpędziłem się. Ale nie sądzę, żebym się zagalopował. Niech mi dobra nauka pokaże, w czym człowiek jest lepszy od zwierzęcia (jako stary Indianin bredni o tym, że człowiek ma duszę, a zwierzę nie, nie będę słuchał). W przeciwnym razie mogę czytać ustawę o „ochronie” zwierząt wstawiając w miejsce „zwierzęcia o wyższym rozwoju” mniej rozwiniętego Polaka albo Żyda. „Wyłapywanie bezdomnych Polaków oraz rozstrzyganie o dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały właściwej rady gminy”. „Transport Żydów odbywa się środkami do tego celu przystosowanymi”. „Pomieszczenie poczekalni przedubojowej powinno być izolowane akustycznie i oddzielone przegrodą od pomieszczenia przeznaczonego do pozbawiania świadomości”.
http://www.zb.eco.pl/zb/162/transpor.htm
TORUŃSKA A-1 -
zob. też: Jerzy Czerny, Nowy kodeks karny, 17(119)/98 s.4
----------------------------------------------------------------------------------------------
http://www.zb.eco.pl/zb/162/odyseja.htm
EKO-ODYSEJA - ZB nr 4(162)/2001, czerwiec 2001
EKO-ODYSEJA - ZB nr 4(162)/2001, czerwiec 2001
Pod wpływem mojej prywatnej dokładnej analizy tych dwóch aktów prawnych i odkrycia rewolucyjnosi zawartych wnich zapisów, w kwietniu 1998 rozpoczeła sie swego czasu słyna nie tylko w Toruniu, ale niemal w całej Polsce akcja prawno-ekologiczna w sprawie ,,chrninych żab ginących w źle zaprojektowanych studzienkach na 11-kilimetrowej toruńskej autostradzie a-1 .
Na pamiątkę właśnie tej brawurowej akcji prawnej w logo tego bloga pojawiła sie mosiężna ,,toruńska żaba z paragrafem,, (żaba pochdzi z toryuńskiego pomnika filsaka na toruńskim Rynku Staromiejskim)
A oto klika przykładów na to że "prawo ze swojej istoty to dziedzina operujaca normi prawnymi na pojęciach abstrakcyjnych " . Tak więc nie powinna nas dziwić ,,akcja obrony prawa człowieka poprzez akcje w sprwie żab ginących w źle zaprojektowanych studzinkach na Toruńskim odciku A-1:
1. PIESEK PILNUJĄCY HURTURNI - MOŻE MIEĆ STAŁE ZATRUDNIENIE I UTRZYMANIE NA KOSZT FIRMY!
http://forum.infor.pl/topic/32786-karma-dla-psa-a-koszty/
Czytaj więcej na Infor.pl: http://forum.infor.pl/topic/32786-karma-dla-psa-a-koszty/#ixzz3UXdQlvLP
http://www.tygodnik.com.pl/numer/276426/podsiadlo-felieton.html
A mój synPrzychodzi żaba do sąduJACEK PODSIADŁO
A mój syn, kiedy mu pokazałem animowane komputerowo dinozaury i niby się zdziwiłem: „Ciekawe, jak oni je sfilmowali”, odpowiedział: „Normalnie. Pewnie sfilmowali, jak jeszcze były”. Może sobie wyobrazić czasy dinozaurów, ale nie dociera do niego, że kiedyś mogło nie być kamer.
„Nie zawdy sie z Womi zgodzom” – napisał do mnie pan Owczarek Podhalański. Ale „to co pisoliście o Ich Troje, abo o poni Kozyrze to jest święta prowda. Ostatnio pogryzłek jednego cepra, co fcioł ukrość oscypka mojemu bacy. No i co? I nic. Ot, jesce jeden przypadek pogryzienia cepra przez owcarka. Ale gdybym nie nazywoł sie owcarek podhalański, ino poni Kozyra, to takie pogryzienie byłoby dziełem śtuki! A jakiś cas temu jedna suka w sąsiedztwie mioła ciecke. Tośmy posli – trzy owcarki – pod jej chałupe i zaceliśmy do niej wyć. W końcu jej gazda sie zdenerwowoł i wyskocył na nos z kijem. Ale gdybyśmy sie nazywoli nie trzy owcarki podhalańskie, ino Ich Troje, to ten gazda wyskocyłby do nos nie z kijem, a z prośbom o autograf. I tak to juz jest. Za takom samom rzec jedni zbierajom laury, inksi dostajom baty, a w najlepsym wypadku nic nie dostajom. Bo na tym świecie nimo sprawiedliwości, jak to zauwazyła najsłynniejsa górolska poetka, Wanda Czubernatowa z Raby Wyznej. Ale najsłynniejsy górolski filozof, Józek Tischner z Łopusnej, od razu jej na to pedzioł, ze ten świat jest stworzony do miłości, a nie do sprawiedliwości. Skoro tak, to machnołek na sprawiedliwość ogonem (fciołek machnąć łapom, ale bołek sie, ze sie przewróce i owce mnie wyśmiejom) i zacołek miłowoć. Miłuje więc mojego bace, miłuje turystów (zwłasca, gdy mnie dokarmiajom), miłuje Pona i Pońskiego Syna. Poniom Kozyre tyz miłuje, ale mimo to, jak ino trafi sie okazja, to jom ugryze. Za co? A za nic! Ugryze jom niezasłuzenie, niesprawiedliwie! Niech ona tyz wie, ze nimo na tym świecie sprawiedliwości. Hau! owcarek podhalański
Ps. Casem pon cytuje w swoich felietonach listy do siebie. Nie spodziewom sie, zeby haw mioł pon taki zamiar, ale na wselki wypadek prose mojego listu nie cytowoć. »Tygodnik Powsechny˛« jest po to, zeby cytowoć w nim wos, ludzi, a nie nos, psy”.
No i teraz Rada Etyki Mediów musi zebrać się na nadzwyczajnym posiedzeniu. Tak nadzwyczajnym, jak nadzwyczajny jest niniejszy przypadek naruszenia podstawowych zasad dziennikarskich. Żeby cytować w prasie list, którego Autor wyraźnie sobie zastrzegł, żeby nie cytować! Niechybnie sprawa znajdzie swój finał w sądzie. I niechybnie ją wygram. Dlaczego? Bo tak, jak żaden człowiek nie wygrał jeszcze z PKP, tak żaden pies nie wygrał jeszcze z człowiekiem. Za znęcanie się nad psem niezawisłe sądy III RP (oj, żeby do nich nie przyszła sprawiedliwość ludowa, bo wtedy zawisną, aż togi będą im powiewać na wietrze) dają wyłącznie wyroki w zawieszeniu. To co mogą mi dać za zacytowanie psa? Jakąś nagankę w zawieszeniu? Najprawdopodobniej sąd uzna, że pies nie ma prawa w ogóle złożyć pozwu. Jeszcze dostanie grzywnę za obrazę sądu, jak przyniesie ten pozew w zębach (obrażalskim sędziom dedykuję anegdotę o sędzim piłkarskim. Graliśmy kiedyś z LZS-em Kuniów i sędzia był ślepy. Więc strasznie mu z chłopakami ubliżaliśmy, a on nic, nawet żółtej kartki żadnemu nie dał. W końcu spytałem go: „Panie, jak pana trzeba nazwać, żeby pana obrazić?” A on na to: „Mnie się nie da obrazić”. Autentyk. Po meczu sprawiedliwość ludowa wrzuciła mu spodnie do sedesu i wracał do domu w piłkarskiej todze).
Mój znajomy pozwał do sądu odpowiednie władze za nieprzestrzeganie przepisu o prawie żab do swobodnego przekraczania autostrad. Obecnie sprawę rozpatruje trybunał w Strasburgu, bo polski sąd odpowiedział znajomemu, że w sprawie tej nie jest bezpośrednio pokrzywdzony. A list pana Podhalańskiego przytoczyłem, żeby na własnej sierści odczuł, „ze nimo na tym świecie sprawiedliwości”. A już dla zwierząt to nie ma jej wyjątkowo. A już w Polsce to szczególnie. Akurat nie jestem dzisiaj w nastroju do epatowania okrucieństwami i wyliczania listy tych największych, z których słyniemy w świecie; może zresztą nie zmieściłaby się. Ale na jeden aspekt chcę zwrócić uwagę.
Obrońcy tzw. praw zwierząt często wykorzystują chwyt, który wykorzystywacze i zjadacze zwierząt często uważają za nadużycie. Porównują na przykład farmy czy fermy do obozów koncentracyjnych, eksperymenty na zwierzętach do eksperymentów na ludziach, a masowy ubój do holocaustu. Łatwo taką analogię obśmiać albo oburzyć się na nią, bo istnieje dość wyraźna różnica między krową a człowiekiem. Ale z obśmiewaniem to ostrożnie, bo walka o prawa żab przed trybunałem strasburskim też może śmieszyć, ale jak będziecie grylować zająca na łonie tego, co wydaje się wam naturą, i zachwycać się kumkaniem żab, to może właśnie mojemu znajomemu będziecie zawdzięczać, że żaba występuje w przyrodzie częściej niż dinozaur. A są też podobieństwa między krową a człowiekiem i dziedziny, w których zwierzę i homo sapiens są sobie równi. A zrównuje tych dwoje – i powinno zrównywać także wobec prawa – na przykład cierpienie. Nawet w nowej ustawie o ochronie zwierząt, którą prawie wszyscy są zachwyceni, jest mowa o zwierzętach „o wyższym rozwoju czynności psychicznych”, co świadczy, że ustawodawca odróżnia już psychikę robala od psychiki małpy człekokształtnej. Nie każdy jest św. Franciszkiem i może można pozwolić na krzywdzenie muchy. Ale dla krzywdzenia zwierzęcia odczuwającego cierpienie w takim samym lub zbliżonym stopniu, jak człowiek, nie da się znaleźć podstawy moralnej, z której powinno wynikać każde prawo. I tu dochodzimy do miejsca, gdzie analogie z ludobójstwem są uzasadnione. „Doświadczenia powodujące ból (...) należy przeprowadzać w znieczuleniu (...). Tylko w wyjątkowych przypadkach, gdy dobro nauki tego wymaga, można dokonać doświadczenia bez znieczulenia”. Proszę bardzo: w czym nauka jest lepsza od królika i co królik jej zawdzięcza? Jeśli trzeba torturować, to dlaczego niewinnego króliczka, a nie złodziei albo bandytów? I czy nie można by zatrudniać masochistów? A czy „piersi świeże tanio”, które widuję na bazarze, na pewno są smaczniejsze od świeżych piersi?
Oj, rozpędziłem się. Ale nie sądzę, żebym się zagalopował. Niech mi dobra nauka pokaże, w czym człowiek jest lepszy od zwierzęcia (jako stary Indianin bredni o tym, że człowiek ma duszę, a zwierzę nie, nie będę słuchał). W przeciwnym razie mogę czytać ustawę o „ochronie” zwierząt wstawiając w miejsce „zwierzęcia o wyższym rozwoju” mniej rozwiniętego Polaka albo Żyda. „Wyłapywanie bezdomnych Polaków oraz rozstrzyganie o dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały właściwej rady gminy”. „Transport Żydów odbywa się środkami do tego celu przystosowanymi”. „Pomieszczenie poczekalni przedubojowej powinno być izolowane akustycznie i oddzielone przegrodą od pomieszczenia przeznaczonego do pozbawiania świadomości”.
Jacek Podsiadłopodsiadlo@atol.com.pl
skr. poczt.32, 45-067 Opole1.
PS. Jeszcze ostatni kwiatek do kożucha z cielęcej skóry: „Zabrania się zmuszania zwierząt do wykonywania czynności, które powodują ból lub są sprzeczne z ich naturą”. To w widowiskach cyrkowych i sportowych. Jasne, nic bardziej naturalnego dla konia, niż ganiać dokoła Służewca z hipkiem na grzbiecie, a niedźwiedź w stanie naturalnym to tylko na rowerze by jeździł.
skr. poczt.32, 45-067 Opole1.
PS. Jeszcze ostatni kwiatek do kożucha z cielęcej skóry: „Zabrania się zmuszania zwierząt do wykonywania czynności, które powodują ból lub są sprzeczne z ich naturą”. To w widowiskach cyrkowych i sportowych. Jasne, nic bardziej naturalnego dla konia, niż ganiać dokoła Służewca z hipkiem na grzbiecie, a niedźwiedź w stanie naturalnym to tylko na rowerze by jeździł.
http://www.zb.eco.pl/zb/162/transpor.htm
TORUŃSKA A-1 -
AROGANCJA URZĘDNICZA GROŹNA DLA LUDZI I ŚRODOWISKA
W nowym kodeksie karnym z 1997 r. pojawiły się przepisy kary za przestępstwa przeciwko środowisku (Rozdział XXII art. 181-188 k.k.). I tak za powodowanie zniszczeń w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności, a za niszczenie chronionych roślin lub zwierząt niezależnie od miejsca ich występowania grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności. A przecież według rozporządzenia o ochronie gatunkowej Ministra Ochrony Środowiska z 1995 r. wszystkie płazy są pod ochroną w okresie lęgowym (od 1.3 do 31.5 kiedy migrują do zbiorników wodnych by złożyć skrzek). Tymczasem na polskich drogach w wielu miejscach występuje problem masowego rozjeżdżania płazów, którym droga przecina odwieczne trasy ich wędrówek, a coraz intensywniejszy ruch samochodowy praktycznie nie pozostawia szans na bezpieczne przejście w tę i z powrotem.
Negocjacje nt rozszerzenia Unii Europejskiej wkraczają w ostatnią fazę, a polscy negocjatorzy chwalą się postępami we wprowadzaniu przepisów zgodnych z wymogami prawa Unii Europejskiej. Niestety, jeżeli chodzi o ochronę środowiska, tylko na papierze. Udowadnia to bezspornie moja 3 letnia akcja prawna ws. studzienek-pułapek dla płazów na toruńskim odcinku budowanej autostrady A-1. Po dokonanej przez siebie wizji lokalnej w marcu 1998 na budowie toruńskiego odcinka A-1 stwierdziłem, że instalacja odprowadzania wód deszczowych na 11 km odcinku (studzienki z dużymi kratkami ściekowymi co ok. 150 m oraz prostokątne piaskowniki o pionowych ściankach i głębokie na ok. 1 m co kilkaset metrów) została źle zaprojektowana i tworzy sieć śmiertelnych pułapek dla płazów, które wskakują do wody w studzienkach i piaskownikach, zwłaszcza w okresach suszy, ale już nie mogą wyjść.
Zgłosiłem więc w imieniu Towarzystwa Ekologicznego Transportu stwierdzony przeze mnie fakt do prokuratury - zadając tym samym w zasadzie retoryczne pytanie: czy Polska chce być uznawana za praworządne państwo, w którym wprowadzane prawo jest egzekwowane, czy też przyjmuje jedynie na papierze przepisy Unii Europejskiej zakładając, że każdy przepis "można obejść" i wprowadzane nowe przepisy praktycznie nie nakładają żadnych dodatkowych zobowiązań na administrację. Moje zgłoszenie miało również na celu uświadomienie inwestorowi, że istniejący stan obiektu zaliczanego do inwestycji szczególnie szkodliwych dla środowiska nie może być zaakceptowany. Przecież wskazane błędy konstrukcyjne można było usunąć dość szybko i tanio zakładając dodatkowo siatkę o drobnych oczkach na kratki ściekowe, oraz np. zasypując warstwą kamieni pod kątem ok. 30 stopni jeden koniec piaskownika, tak by płazy, które tam wskoczą, mogły same wychodzić. Ale, aby cokolwiek zmienić, trzeba najpierw przyznać, że zaprojektowano i wykonano niewłaściwie. Ale działania toruńskiego oddziału Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad poszły jednak w zupełnie innym kierunku, poprzez zaprzeczanie temu, że popełniono jakiekolwiek nieprawidłowości: "wszystko jest przecież w porządku. To dopiero pierwsza nitka, nie ma więc żadnych podstaw o mówieniu o jakichkolwiek nieprawidłowościach".
1 lipca odcinek został oddany do użytku ...poprzez oświadczenie, że będzie to tylko na razie lokalna droga nie zaliczana do inwestycji ani szczególnie szkodliwych, ani nawet mogących szkodliwie oddziaływać na środowisko i zdrowie ludzi. Po tym oświadczeniu toruński Inspektorat Sanitarny i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska ...w ogóle nie wzięły udziału w odbiorze technicznym drogi - "bo skoro to tylko droga lokalna nie zaliczana do inwestycji mogących szkodliwie oddziaływać na środowisko, to sprawa ich już nie dotyczy". Problem jednak w tym, że od początku jest to nieprawdziwe i nieważne oświadczenie, gdyż jest ono ewidentnie niezgodne z art. 7 ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska z 1980 r. który mówi, że "uznaje się za nieważne decyzje administracyjne niezgodne z prawem ochrony środowiska, a zwłaszcza z planem zagospodarowania przestrzennego". Przecież oświadczenie inwestora nie może zmienić planu zagospodarowania przestrzennego, pozwolenia budowlanego ani decyzji lokalizacyjnej autostrady! Poza tym prawo budowlane w art. 56 pkt. 3 wyklucza możliwość zwolnienia inwestora, przy odbiorze częściowym, z urządzeń ochrony środowiska takich jak dla projektu ostatecznego, zaś ustawa o Inspekcji Ochrony Środowiska zobowiązuje Inspektorat nie tylko do udziału w odbiorach inwestycji mogących szkodliwie oddziaływać na środowisko, ale również w odbiorze urządzeń mających chronić środowisko, a takie urządzenia musiał zakładać projekt autostrady, który uzyskał np. pozwolenie wodnoprawne na odprowadzanie wód opadowych z autostrady do środowiska. Zgłosiłem więc do prokuratury popełnienie kolejnego przestępstwa służbowego - potwierdzenia nieprawdy w dokumentach. Oba dochodzenia, jak nietrudno było przewidzieć, zostały umorzone. Ws. o potwierdzenie nieprawdy uznano, że "inwestor miał prawo złożyć takie oświadczenie, a urzędy wstrzymać się od zajmowania stanowiska". Ws. "o żaby" prokurator natomiast uznał, że "wprawdzie stwierdzono, że giną chronione płazy, ale projektant nie chciał przecież celowo źle zaprojektować studzienek, a w związku z tym nie ponosi winy umyślnej ani nieumyślnej". Oczywiście, że złożyłem zażalenie na tę decyzję jako stanowiącą obrazę prawa materialnego, gdyż kodeks karny w art. 2 k.k. przewiduje nieumyślną odpowiedzialność skutkową kogoś, kto miał szczególny obowiązek zapobiegania skutkowi, a taki właśnie spoczywa na projektancie. Prokuratura okręgowa podtrzymała decyzję i sprawa trafiła do Sądu Rejonowego (znanego z publikacji "Rzeczpospolitej", która pokazała, jak to dla sędziego po korzystnym wyroku czeka pod sądem nowy mercedes, oraz jak to toruńska palestra bawi się razem z oskarżonymi w "Klubie Strzeleckim", na który jeden z sędziów zasądzał nawiązki). Sąd Rejonowy uchylił się od zajmowania stanowiska uznając, że Towarzystwo Ekologicznego Transportu, mające w Statucie zajmowanie się sprawami dotyczącymi ochrony środowiska i transportu, nie jest stroną w tej sprawie i w związku z tym nie służy mu odwołanie od decyzji o umorzeniu postępowania. Dlaczego nie jest stroną (mimo że przez rok było nią)? Bo wg sądu "nie jest bezpośrednio pokrzywdzone w tej sprawie, a działa jedynie na rzecz innych osób" (naciągana interpretacja art. 49 k.p.k.)! Tak więc wg toruńskiego sądu ...bezpośrednio pokrzywdzone żaby same powinny przyjść do sądu! Jednocześnie skoro nasze Towarzystwo nie jest stroną, to nie może się ani odwołać od tej decyzji, ani składać apelacji i kasacji, bo to też służy tylko stronie w sprawie! Tak więc należy decyzję w tej sprawie uważać za ostateczną na drodze krajowej i zgłosiłem ją do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, jako naruszającą art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówiący, że "każdemu służy skuteczne odwołanie się w swojej sprawie do kompetentnego sądu".
Równolegle 2.10.1998 złożyłem do Wojewody Toruńskiego oraz Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Toruniu wniosek o uchylenie pozytywnej opinii i zgody na odbiór odcinka oraz o wstrzymanie dalszych prac na toruńskim odcinku A-1, aż do przedłożenia powykonawczej oceny oddziaływania na środowisko. Odpowiedziano mi, że wszelkie prace na odcinku już zakończono, a WIOŚ nie wydawał pozytywnej oceny "tylko wstrzymał się od zajmowania stanowiska, gdyż oddany odcinek pełni tylko funkcje drogi nie zaliczanej do mogących szkodliwie oddziaływać na środowisko". Jednocześnie pismem z 23.11.1998 WIOŚ zwrócił się do Wydziału Ochrony Środowiska UW o zobowiązanie inwestora, Dyrekcji Okręgowej Dróg Publicznych w Bydgoszczy, do wykonania powykonawczej oceny oddziaływania na środowisku. I takie zobowiązanie wystosowano do inwestora ... z datą 18.12.1998 i prawem do odwołania się od tej decyzji w terminie 14 dni do ministra ochrony środowiska.
1.1.1999 województwo toruńskie przestało istnieć. Wszelkie sprawy i dokumenty przejął Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy. I znowu ta sama asekuracja i działania pozorowane: no bo przecież oni zobowiązali inwestora! A on przecież miał prawo się odwołać do Ministra Ochrony Środowiska, a potem mógł się również odwołać do NSA... Takie tłumaczenie trwało aż do stycznia 2000, kiedy to powołując się na ustawę o dostępie do informacji o środowisku z 9.11.2000 zwróciłem się do Wojewody Kujawsko-Pomorskiego o udostępnienie kopii dokumentów w tej sprawie. Jak było to do przewidzenia: nie wpłynęło żadne odwołanie się do Ministra Środowiska. Na tej podstawie złożyłem pod koniec lutego do Wojewody, Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, Ministra Transportu oraz ABiEA w Warszawie wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego, jaki z punktu widzenia prawnego charakter ma oddany w lipcu 1998 toruński odcinek przyszłej autostrady A-1, gdyż w wg pozwoleń na budowę jest to Transeuropejska Autostrada Północ Południe A-1, wg. oznaczeń drogowych (jakie zostały ustawione we wrześniu 1998) jest to droga ekspresowa (biały samochód osobowy na niebieskim tle), wg dziennika ustaw z grudnia 1998 jest to droga krajowa 10/A-1, a wg oświadczenia przy odbiorze i wg WIOŚ w Toruniu to droga lokalna - "wschodnie obejście Torunia". Przecież to są nawzajem wykluczające się funkcje i ta sama droga nie może ich pełnić wszystkich razem jednocześnie! Jak to się ma do polskich przepisów i przepisów Unii Europejskiej, do których rzekomo w nowym kodeksie drogowym ze stycznia 2000 całkowicie dostosowaliśmy polskie przepisy?! A w tym wypadku nie można już mówić, że "ekolodzy mówią tylko o żabkach i jeżach, a dlaczego nie mówią o bezpieczeństwie ludzi"(wypowiedź dyrektora ABiEA w Toruniu w wywiadzie prasowym zatytułowanym "Ekologia bez terroryzmu") tu chodzi właśnie przecież o bezpieczeństwo i życie ludzkie! I nie są to słowa bezpodstawne: 28.10.1998 na oddanym do użytku toruńskim odcinku A-1 zdarzył się tragiczny wypadek mający charakter nzś - nadzwyczajnego zagrożenia środowiska. Ze skarpy przy moście przez Wisłę wyskoczył nagle prosto pod koła samochodu osobowego pies lub lis. Kierowca odruchowo gwałtownie zahamował, samochód stracił przyczepność kół i doszło do zderzenia czołowego z autocysterną z gazem, która się przewróciła zgniatając samochód osobowy. Nieudolna akcja ratunkowa trwała ponad 6 godzin, nie dysponowano odpowiednim dźwigiem ani nawet nie opracowano wcześniej procedury udostępniania służbom ratowniczym kluczy od wjazdów technicznych na autostradę. Za przyczynę wypadku uznano nadmierną prędkość pojazdów i znaczny stopień dewastacji siatki autostradowej już po 3 miesiącach od oddania do użytku. I co teraz mówi dyrektor ABiEA Bernard Kwiatkowski ("Czy dorośliśmy do autostrad" i "Kozy na autostradzie" w "Nowościach"):"Szkoda, że dopiero tragiczny wypadek uzmysłowił nam naszą niedoskonałość [...] Co prawda pasażerowie auta osobowego zginęli na miejscu, ale co by było gdyby byli ranni. Przecież przez tyle godzin wykrwawili by się na śmierć." Czyż nie jest to szokująca wypowiedź, kogoś kto był dwie kadencje wojewodą toruńskim, kto wydawał decyzje lokalizacyjne tego odcinka i przeforsowywał całkowite sfinansowanie go z budżetu wbrew ustawie o płatnych autostradach (pozwalającej jedynie na finansowanie wykupu gruntu projektów i badań) i wreszcie kogoś, kto bezpośrednio odpowiada za całkowite nieuwzględnienie oceny oddziaływania planowanej autostrady na środowisko oraz przede wszystkim za oznaczenie drogi jako drogi ekspresowej, a także za nie utrzymywanie odcinka we właściwym stanie poprzez twierdzenia, że ABiEA nie przejęła jeszcze odcinka. To właśnie dyrektor ABiEA w artykule z "Nowości" "Dowód z korków" postulował: "Dlaczego nie ma tam dużych ramowych znaków "zjazd na autostradę". Nie bójmy się tak nazywać tego odcinka. To będzie przyszła Transeuropejska Autostrada Północ Południe!" Na co Dyrektor Dziuba z DODP w Bydgoszczy odpowiada: "Dobrze, damy kierowcom więcej informacji, choć nie zawsze będzie to zgodne z przepisami". To właśnie w odpowiedzi na ten artykuł (tłumaczący niewystarczającym oznaczeniem fakt, że mimo oddania mostu autostradowego nie zmalały korki na toruńskim moście, mimo że przez tyle lat zapewnia, że wybudowanie autostrady rozwiąże wszystkie problemy komunikacyjne Torunia oraz przyczyni się do jego rozwoju gospodarczego) napisałem opublikowany w "Nowościach" 20.7.1998 i w ZB 119 "Dowód nie tylko z korków". Mówiłem w nim m.in., że na oddanym do użytku odcinku "w źle zaprojektowanych studzienkach autostradowych giną: wiosną - chronione płazy, latem - zające, nocą - siatka i żeliwne pokrywy od studzienek" oraz, że "zgodnie z Prawem budowlanym i kodeksem cywilnym - utrzymanie wymaganego przepisami o bezpieczeństwie ruchu drogowego stanu oddanej do użytku drogi jest obowiązkiem osób odpowiedzialnych za budowę i eksploatację autostrady. Według tej samej zasady, odpowiedzialność ponosi właściciel posesji, przy której z powodu oblodzenia chodnika przechodzień złamał nogę. Natomiast jeżeli uznamy, że utrzymanie zakładanego stanu jest zbyt kosztowne lub w ogóle "w polskich realiach" niemożliwe, to czyż nie oznacza to, że wybudowanie 22 km ogrodzenia było po prostu niepotrzebnym wyrzuceniem w błoto pieniędzy podatników?" Oraz:"Czyż nie potwierdza się więc to, co już od dawna mówią ekolodzy, że - budowa toruńskiego odcinka przyszłej autostrady A-1 pełna jest nonsensów prawnych, ekonomicznych i ekologicznych?
Tak więc całkiem nieprzesadzone jest stwierdzenie, że w mojej ocenie Dyrektor Toruńskiego Oddziału ABiEA ma na swoim sumieniu oraz na białych mankietach i na swoich rękach nie tylko żabią krew! Przecież droga ekspresowa, może być tylko wyjątkowo utworzona na drodze jedno pasmowej, zaś przepisy mówią, że na terenie zabudowanym nie może być dopuszczona większa prędkość niż 90 km/godz., zaś znak "droga ekspresowa" dopuszcza prędkość 110 km/godz! Podobnie na terenach leśnych, gdzie nie powinna być dopuszczona wyższa prędkość niż 80 km/godz oraz powinny się pojawić znaki: "uwaga leśne zwierzęta" oraz "uwaga zwierzęta zagrodowe" (znak z krową). No tak, ale ustawienie znaku "droga ekspresowa" dodaje "prestiżu", a postawić znak z krową na autostradzie? Moja akcja wykazała dobitnie, że to nie tyle same autostrady jako takie są groźne dla środowiska oraz bezpieczeństwa i zdrowia ludzi, ale przede wszystkim niekompetencja, arogancja i bezkarność urzędników, decydentów i polityków w Polsce, oraz że ktoś kto nie liczy się z przepisami i ginącymi żabami, również nie liczy się z ludźmi, ich bezpieczeństwem i życiem. Dlatego właśnie twierdzę, że walcząc o żaby na toruńskim odcinku A-1 walczę w istocie o prawa ludzi. Żaba jest tu tylko pewnym skrótem i czytelnym symbolem. Dlatego zamierzam nagłośnić sprawę "toruńskich żab" nie tylko w Polsce, ale składając skargę do Komisji Ochrony Środowiska i Komisji Rozszerzenia Unii Europejskiej w Brukseli w dość symboliczny sposób. Zamierzam dotrzeć tam kajakiem i rowerem. Nazwałem tę wyprawę "EKO-ODYSEJA 2001", bo czyż dochodzenie w Polsce sprawiedliwości nie jest równie trudne i długotrwałe jak podróż z Troi do Itaki legendarnego Odyseusza?
zob. też: Jerzy Czerny, Nowy kodeks karny, 17(119)/98 s.4
----------------------------------------------------------------------------------------------
http://www.zb.eco.pl/zb/119/transpor.htm
Główną bronią urzędników i technokratów są luki w przepisach, kruczki prawne oraz powszechna w społeczeństwie polskim nieznajomość przepisów obowiązującego prawa oraz możliwości dochodzenia zasadnych roszczeń na drodze administracyjnej i sądowej. Obecnie obowiązujący - od 1.9.98 - kodeks karny daje również obrońcom środowiska naturalnego mocną broń do walki z matactwami urzędników i technokratów w postaci rozdziału XXII: Przestępstwa przeciwko środowisku art. 181-188 kk.
Przepisy te musiały znaleźć się w nowym kodeksie karnym, gdyż polscy politycy i urzędnicy bardzo się niecierpliwią, by móc już się zająć dzieleniem środków finansowych, jakie Polska otrzymałaby, przystępując do Unii Europejskiej, na programy dostosowawcze. Koszty związane z przystąpieniem do UE i tak zapłaci społeczeństwo, w szczególności polska wieś, rolnictwo, górnictwo i hutnictwo itd. Zadeklarowano więc, że do 2010 r. dostosujemy wszystkie wymogi ochrony środowiska do obowiązujących w UE. Cały problem w tym, że politycy i urzędnicy przyzwyczajeni do fikcyjnych i praktycznie nieegzekwowanych, martwych przepisów nie zdają sobie jeszcze sprawy z pełnych prawnych konsekwencji tych decyzji. Dla przykładu - zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa praktycznie wszystkie płazy, a więc traszki, żaby i ropuchy objęte są ochroną gatunkową (a dwa gatunki żab nieobjęte ochroną gatunkową i tak podlegają ochronie w okresie lęgowym, kiedy to płazy intensywnie migrują, wchodząc np. na drogi i nowo budowane autostrady, gdyż szukają wilgotnych miejsc, by złożyć w wodzie skrzek). Otóż obecnie obowiązujący art. 188 kk stwierdza:
§ 1 Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2 Kto wbrew przepisom obowiązującym na terenie objętym ochroną, niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta, powodując istotną szkodę, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności do lat 2 .
§ 3 Karze określonej w § 2 podlega także ten, kto niezależnie od miejsca czynu niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta pozostające pod ochroną gatunkową, powodując istotną szkodę.
Na podstawie tego artykułu od kwietnia br. podjęliśmy w Toruniu akcję prawną przeciwko Toruńskiemu Oddziałowi Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad (autostrada A-1). Mianowicie na budowanych w Polsce autostradach rozmieszczono pomiędzy obu pasmami autostrady co 100-150 m studzienki mające służyć odprowadzaniu dużych ilości wody, jaka może się zbierać na 2 pasmach podczas ulewnych deszczy. Problem w tym, że średniej wielkości żaba, szukająca w okresie lęgowym wody do złożenia skrzeku (jeżeli nie zginie pod kołami samochodów, bo siatka autostradowa jest w stanie zatrzymać jedynie zwierzęta większe od jeża) bez problemu może wskoczyć do studzienki, ale nie będzie mogła już z niej wyjść (podobnie jak i młode żaby, które teoretycznie mogłyby się rozwinąć z kijanek wyklutych ze skrzeku). Podobnie ma się sprawa z "piaskownikami" rozmieszczonymi po obu stronach autostrady i mającymi zapobiegać osadzaniu się piasku w rowach i kręgach betonowych odprowadzających wodę z autostrady. Będą tam wskakiwać zarówno żaby "lądowe" - czyli "brunatne", wchodzące do wody tylko w okresie lęgowym i ulegające "potopieniu", gdy nie będą mogły już wyjść z piaskownika o betonowych krawędziach wystających 30-50 cm ponad poziom gromadzącej się w nim wody, jak również "zielone" - czyli "wodne", mogące do nich wskakiwać w okresie suszy, gdy powysychają sąsiadujące z piaskownikami rowy i też będą skazane na śmierć, gdy woda wyschnie nawet w piaskowniku. Tak więc stosowane na polskich autostradach rozwiązania techniczne to śmiertelna pułapka dla płazów.
Na Zachodzie nie stosuje się w ogóle tego typu rozwiązań tylko specjalny, porowaty asfalt, przez który woda przenika i zostaje odprowadzona podziemnym drenażem - ze względu jednak na wysoką cenę asfaltu porowatego polscy inwestorzy postanowili zastosować oryginalne, rodzime rozwiązanie problemu. Polecam więc nauczyć się z atlasów rozpoznawać poszczególne gatunki żab i ropuch oraz prowadzić stałą obserwację piaskowników i studzienek na budowanych autostradach szczególnie na przełomie marca i kwietnia, liczyć, fotografować i składać do prokuratur rejonowych doniesienia o działaniach i zaniechaniach ciążących na inwestorze obowiązków mających znamiona art. 181 (na terenie chronionym również art. 187 i 188). Ani zgłoszenie, ani dochodzenie nie wiąże się dla osoby lub stowarzyszenia składającego zawiadomienie z żadnymi kosztami, zarzuty muszą jednak być prawdziwe, a my musimy zgromadzić wiarygodne dowody i składać zarzuty tylko wobec tych faktów, które jesteśmy w stanie wykazać, w przeciwnym razie nasze zgłoszenie zostałoby odrzucone przez prokuraturę, a w przypadku prowadzenia przez nas dodatkowo jeszcze prasowej kampanii informacyjnej na ten temat moglibyśmy się narazić na zgłoszenie przez inwestora do prokuratury zarzutów przeciw nam o:
Jerzy Czerny
Na nowo oddanej obwodnicy Lubicz-Czerniewice w źle zaprojektowanych studzienkach autostradowych giną: wiosną - chronione płazy, latem - zające, nocą - siatka i żeliwne pokrywy od studzienek.
Zgodnie z europejskimi standardami budowy autostrad cały odcinek podtoruńskiej obwodnicy został ogrodzony specjalną 22-kilometrową siatką autostradową, mającą chronić leśne i polne zwierzęta, a także kierowców przed wbieganiem zwierząt na pasma drogi. W naszych realiach siatka została pomyślana również jako zabezpieczenie przed wchodzeniem na autostradę lub drogę ekspresową okolicznych mieszkańców i zabezpieczenie przed wchodzeniem osób nieupoważnionych na obiekty towarzyszące autostradzie, takie jak np. kolektory odprowadzające wodę z opadów.
W środkach masowego przekazu mówiono do tej pory tylko o zaletach autostrad, pomijając konieczność edukacji społeczeństwa o zasadach organizacji ruchu na autostradach i o ograniczeniach stąd wynikających (np. wchodzenia pieszych na ich teren). Przecież nie będzie możliwe właściwe funkcjonowanie autostrad bez społecznej akceptacji dla wymogów eksploatacji autostrad oraz bez dezaprobaty dla zachowań takich, jak rozcinanie, a tym bardziej kradzież siatki autostradowej - jako zachowań zagrażających bezpieczeństwu ruchu drogowego. Bo przecież drogiej i specjalnie sprowadzanej z Niemiec siatki autostradowej nie montowano tylko po to, by wykazać się jej obecnością w dniu oddania do użytku drogi ekspresowej. Tymczasem na wielu dawnych polnych i leśnych ścieżkach, które zagrodzono siatką, została ona po prostu porozcinana przez uczęszczających tamtędy okolicznych mieszkańców. No cóż, można powiedzieć, że projektanci zapomnieli o zaprojektowaniu w tym miejscu wiaduktu czy tunelu lub z góry uznali, że byłoby to zbyt kosztowne. A cóż powiedzieć o widocznych z drogi całych odcinkach, gdzie zniknęła siatka i w związku z tym na drodze można zobaczyć lub poczuć pod kołami rozjechane zające? Przecież siatka autostradowa jest tak charakterystyczna i niedostępna w powszechnej sprzedaży, że na Zachodzie nikomu nawet by nie przyszło do głowy, że można taką siatką np. ogrodzić własny ogródek! Nasuwa się pytanie: czy budowniczowie przyszłej autostrady będą teraz na bieżąco łatać i uzupełniać brakujące odcinki siatki, czekając aż "nasyci się lokalne zapotrzebowanie na nią" czy też może wynajmą agencję do ochrony 22 km publicznego mienia? W przeciwnym razie - czyż nie można odnieść do budowniczych toruńskiej obwodnicy biblijnych słów: budowniczowie, którzy przystępując do budowy wieży nie policzą, czy starczy im środków na jej ukończenie, staną się tylko pośmiewiskiem u ludzi?!
Przecież - zgodnie z Prawem budowlanym i kodeksem cywilnym - utrzymanie wymaganego przepisami o bezpieczeństwie ruchu drogowego stanu oddanej do użytku drogi jest obowiązkiem osób odpowiedzialnych za budowę i eksploatację autostrady. Według tej samej zasady, odpowiedzialność ponosi właściciel posesji, przy której z powodu oblodzenia chodnika przechodzień złamał nogę. Natomiast jeżeli uznamy, że utrzymanie zakładanego stanu jest zbyt kosztowne lub w ogóle "w polskich realiach" niemożliwe, to czyż nie oznacza to, że wybudowanie 22 km ogrodzenia było po prostu niepotrzebnym wyrzuceniem w błoto pieniędzy podatników? Co powiedzieć o wiarygodności wymaganej prawem oceny oddziaływania na środowisko inwestycji, jeżeli ogrodzona na całym odcinku obwodnica i autostrada nie mająca żadnych tuneli dla dzikich zwierząt (zapewnienia o istnieniu tuneli dla żab w kwietniowych wypowiedziach prasowych Dyrektora ABiEA są według mnie dezinformacją, bo są to tylko kręgi betonowe na istniejących ciekach, bez barier architektonicznych zapobiegających wejściu żab na autostradę), stworzyła cała zamkniętą enklawę zwierząt i roślinności u ujścia Drwęcy pomiędzy Wisłą i Rubinkowem? A co powiedzieć o fakcie, że mimo nieodpłatności obwodnicy mało kierowców z niej korzysta, a przy wjeździe na toruński most drogowy nadal są długie i częste korki, mimo że tak uparcie twierdzono, że obwodnica całkowicie rozwiąże ten problem?
Czyż nie potwierdza się więc to, co już od dawna mówią ekolodzy, że - budowa toruńskiego odcinka przyszłej autostrady A-1 pełna jest nonsensów prawnych, ekonomicznych i ekologicznych?
Jerzy Czerny
--------------------------------------------------------------------------------------------
Zielone Brygady nr 17 (119), 1-15 września 1998
NOWY KODEKS KARNY -
NOWE MOŻLIWOŚCI W WALCE Z TECHNOKRATAMI
W OBRONIE NASZEJ MATKI ZIEMI
(VADEMECUM)
Główną bronią urzędników i technokratów są luki w przepisach, kruczki prawne oraz powszechna w społeczeństwie polskim nieznajomość przepisów obowiązującego prawa oraz możliwości dochodzenia zasadnych roszczeń na drodze administracyjnej i sądowej. Obecnie obowiązujący - od 1.9.98 - kodeks karny daje również obrońcom środowiska naturalnego mocną broń do walki z matactwami urzędników i technokratów w postaci rozdziału XXII: Przestępstwa przeciwko środowisku art. 181-188 kk.NOWE MOŻLIWOŚCI W WALCE Z TECHNOKRATAMI
W OBRONIE NASZEJ MATKI ZIEMI
(VADEMECUM)
Przepisy te musiały znaleźć się w nowym kodeksie karnym, gdyż polscy politycy i urzędnicy bardzo się niecierpliwią, by móc już się zająć dzieleniem środków finansowych, jakie Polska otrzymałaby, przystępując do Unii Europejskiej, na programy dostosowawcze. Koszty związane z przystąpieniem do UE i tak zapłaci społeczeństwo, w szczególności polska wieś, rolnictwo, górnictwo i hutnictwo itd. Zadeklarowano więc, że do 2010 r. dostosujemy wszystkie wymogi ochrony środowiska do obowiązujących w UE. Cały problem w tym, że politycy i urzędnicy przyzwyczajeni do fikcyjnych i praktycznie nieegzekwowanych, martwych przepisów nie zdają sobie jeszcze sprawy z pełnych prawnych konsekwencji tych decyzji. Dla przykładu - zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa praktycznie wszystkie płazy, a więc traszki, żaby i ropuchy objęte są ochroną gatunkową (a dwa gatunki żab nieobjęte ochroną gatunkową i tak podlegają ochronie w okresie lęgowym, kiedy to płazy intensywnie migrują, wchodząc np. na drogi i nowo budowane autostrady, gdyż szukają wilgotnych miejsc, by złożyć w wodzie skrzek). Otóż obecnie obowiązujący art. 188 kk stwierdza:
§ 1 Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2 Kto wbrew przepisom obowiązującym na terenie objętym ochroną, niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta, powodując istotną szkodę, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności do lat 2 .
§ 3 Karze określonej w § 2 podlega także ten, kto niezależnie od miejsca czynu niszczy albo uszkadza rośliny lub zwierzęta pozostające pod ochroną gatunkową, powodując istotną szkodę.
Na podstawie tego artykułu od kwietnia br. podjęliśmy w Toruniu akcję prawną przeciwko Toruńskiemu Oddziałowi Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad (autostrada A-1). Mianowicie na budowanych w Polsce autostradach rozmieszczono pomiędzy obu pasmami autostrady co 100-150 m studzienki mające służyć odprowadzaniu dużych ilości wody, jaka może się zbierać na 2 pasmach podczas ulewnych deszczy. Problem w tym, że średniej wielkości żaba, szukająca w okresie lęgowym wody do złożenia skrzeku (jeżeli nie zginie pod kołami samochodów, bo siatka autostradowa jest w stanie zatrzymać jedynie zwierzęta większe od jeża) bez problemu może wskoczyć do studzienki, ale nie będzie mogła już z niej wyjść (podobnie jak i młode żaby, które teoretycznie mogłyby się rozwinąć z kijanek wyklutych ze skrzeku). Podobnie ma się sprawa z "piaskownikami" rozmieszczonymi po obu stronach autostrady i mającymi zapobiegać osadzaniu się piasku w rowach i kręgach betonowych odprowadzających wodę z autostrady. Będą tam wskakiwać zarówno żaby "lądowe" - czyli "brunatne", wchodzące do wody tylko w okresie lęgowym i ulegające "potopieniu", gdy nie będą mogły już wyjść z piaskownika o betonowych krawędziach wystających 30-50 cm ponad poziom gromadzącej się w nim wody, jak również "zielone" - czyli "wodne", mogące do nich wskakiwać w okresie suszy, gdy powysychają sąsiadujące z piaskownikami rowy i też będą skazane na śmierć, gdy woda wyschnie nawet w piaskowniku. Tak więc stosowane na polskich autostradach rozwiązania techniczne to śmiertelna pułapka dla płazów.
Na Zachodzie nie stosuje się w ogóle tego typu rozwiązań tylko specjalny, porowaty asfalt, przez który woda przenika i zostaje odprowadzona podziemnym drenażem - ze względu jednak na wysoką cenę asfaltu porowatego polscy inwestorzy postanowili zastosować oryginalne, rodzime rozwiązanie problemu. Polecam więc nauczyć się z atlasów rozpoznawać poszczególne gatunki żab i ropuch oraz prowadzić stałą obserwację piaskowników i studzienek na budowanych autostradach szczególnie na przełomie marca i kwietnia, liczyć, fotografować i składać do prokuratur rejonowych doniesienia o działaniach i zaniechaniach ciążących na inwestorze obowiązków mających znamiona art. 181 (na terenie chronionym również art. 187 i 188). Ani zgłoszenie, ani dochodzenie nie wiąże się dla osoby lub stowarzyszenia składającego zawiadomienie z żadnymi kosztami, zarzuty muszą jednak być prawdziwe, a my musimy zgromadzić wiarygodne dowody i składać zarzuty tylko wobec tych faktów, które jesteśmy w stanie wykazać, w przeciwnym razie nasze zgłoszenie zostałoby odrzucone przez prokuraturę, a w przypadku prowadzenia przez nas dodatkowo jeszcze prasowej kampanii informacyjnej na ten temat moglibyśmy się narazić na zgłoszenie przez inwestora do prokuratury zarzutów przeciw nam o:
- fałszywe oskarżenie o przestępstwo (art. 234 kk);
- zeznawanie nieprawdy lub zatajanie prawdy przy składaniu zeznania mającego służyć za dowód w postępowaniu sądowym (art. 233 kk);
- rozpowszechnianie publiczne bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym - art. 241 kk (jeżeli zostaliśmy dopuszczeni w trakcie postępowania do zapoznania się z aktami sprawy);
- pomówienie osoby lub instytucji o właściwości lub postępowanie, które mogą ją poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności (z oskarżenia prywatnego) - art. 212 1 i 2;
- zniewagę ze względu na formę podniesienia lub rozgłoszenia zarzutu (art. 214 kk).
- art. 172 - przeszkadzania w działaniu mającemu na celu zapobieżenie niebezpieczeństwu ( ) dla mienia w wielkich rozmiarach;
- art. 231 - działanie na szkodę interesu publicznego poprzez niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego;
- art. 233 - zatajanie prawdy w zeznaniach w postępowaniu sądowym;
- art. 239 - utrudnianie lub udaremnianie postępowania karnego, pomaganie sprawcy uniknąć odpowiedzialności karnej;
- art. 271 - poświadczenie nieprawdy przez funkcjonariusza lub rzeczoznawcę w wystawionym dokumencie;
- art. 272 i 273 - wyłudzenie poświadczenia nieprawdy przez wprowadzenie funkcjonariusza publicznego w błąd i używanie tak uzyskanego dokumentu;
- art. 296 - wyrządzenie szkody majątkowej przez niedopełnienie obowiązku osoby zarządzającej majątkiem.
Jerzy Czerny
Instytut "EKOTEST"
/ skr. 13
87-102 Toruń
DOWÓD NIE TYLKO Z KORKÓW
Na nowo oddanej obwodnicy Lubicz-Czerniewice w źle zaprojektowanych studzienkach autostradowych giną: wiosną - chronione płazy, latem - zające, nocą - siatka i żeliwne pokrywy od studzienek.Zgodnie z europejskimi standardami budowy autostrad cały odcinek podtoruńskiej obwodnicy został ogrodzony specjalną 22-kilometrową siatką autostradową, mającą chronić leśne i polne zwierzęta, a także kierowców przed wbieganiem zwierząt na pasma drogi. W naszych realiach siatka została pomyślana również jako zabezpieczenie przed wchodzeniem na autostradę lub drogę ekspresową okolicznych mieszkańców i zabezpieczenie przed wchodzeniem osób nieupoważnionych na obiekty towarzyszące autostradzie, takie jak np. kolektory odprowadzające wodę z opadów.
W środkach masowego przekazu mówiono do tej pory tylko o zaletach autostrad, pomijając konieczność edukacji społeczeństwa o zasadach organizacji ruchu na autostradach i o ograniczeniach stąd wynikających (np. wchodzenia pieszych na ich teren). Przecież nie będzie możliwe właściwe funkcjonowanie autostrad bez społecznej akceptacji dla wymogów eksploatacji autostrad oraz bez dezaprobaty dla zachowań takich, jak rozcinanie, a tym bardziej kradzież siatki autostradowej - jako zachowań zagrażających bezpieczeństwu ruchu drogowego. Bo przecież drogiej i specjalnie sprowadzanej z Niemiec siatki autostradowej nie montowano tylko po to, by wykazać się jej obecnością w dniu oddania do użytku drogi ekspresowej. Tymczasem na wielu dawnych polnych i leśnych ścieżkach, które zagrodzono siatką, została ona po prostu porozcinana przez uczęszczających tamtędy okolicznych mieszkańców. No cóż, można powiedzieć, że projektanci zapomnieli o zaprojektowaniu w tym miejscu wiaduktu czy tunelu lub z góry uznali, że byłoby to zbyt kosztowne. A cóż powiedzieć o widocznych z drogi całych odcinkach, gdzie zniknęła siatka i w związku z tym na drodze można zobaczyć lub poczuć pod kołami rozjechane zające? Przecież siatka autostradowa jest tak charakterystyczna i niedostępna w powszechnej sprzedaży, że na Zachodzie nikomu nawet by nie przyszło do głowy, że można taką siatką np. ogrodzić własny ogródek! Nasuwa się pytanie: czy budowniczowie przyszłej autostrady będą teraz na bieżąco łatać i uzupełniać brakujące odcinki siatki, czekając aż "nasyci się lokalne zapotrzebowanie na nią" czy też może wynajmą agencję do ochrony 22 km publicznego mienia? W przeciwnym razie - czyż nie można odnieść do budowniczych toruńskiej obwodnicy biblijnych słów: budowniczowie, którzy przystępując do budowy wieży nie policzą, czy starczy im środków na jej ukończenie, staną się tylko pośmiewiskiem u ludzi?!
Przecież - zgodnie z Prawem budowlanym i kodeksem cywilnym - utrzymanie wymaganego przepisami o bezpieczeństwie ruchu drogowego stanu oddanej do użytku drogi jest obowiązkiem osób odpowiedzialnych za budowę i eksploatację autostrady. Według tej samej zasady, odpowiedzialność ponosi właściciel posesji, przy której z powodu oblodzenia chodnika przechodzień złamał nogę. Natomiast jeżeli uznamy, że utrzymanie zakładanego stanu jest zbyt kosztowne lub w ogóle "w polskich realiach" niemożliwe, to czyż nie oznacza to, że wybudowanie 22 km ogrodzenia było po prostu niepotrzebnym wyrzuceniem w błoto pieniędzy podatników? Co powiedzieć o wiarygodności wymaganej prawem oceny oddziaływania na środowisko inwestycji, jeżeli ogrodzona na całym odcinku obwodnica i autostrada nie mająca żadnych tuneli dla dzikich zwierząt (zapewnienia o istnieniu tuneli dla żab w kwietniowych wypowiedziach prasowych Dyrektora ABiEA są według mnie dezinformacją, bo są to tylko kręgi betonowe na istniejących ciekach, bez barier architektonicznych zapobiegających wejściu żab na autostradę), stworzyła cała zamkniętą enklawę zwierząt i roślinności u ujścia Drwęcy pomiędzy Wisłą i Rubinkowem? A co powiedzieć o fakcie, że mimo nieodpłatności obwodnicy mało kierowców z niej korzysta, a przy wjeździe na toruński most drogowy nadal są długie i częste korki, mimo że tak uparcie twierdzono, że obwodnica całkowicie rozwiąże ten problem?
Czyż nie potwierdza się więc to, co już od dawna mówią ekolodzy, że - budowa toruńskiego odcinka przyszłej autostrady A-1 pełna jest nonsensów prawnych, ekonomicznych i ekologicznych?
Jerzy Czerny
Towarzystwo Ekologicznego Transportu
/ skr. 13
87-102 Toruń
Toruń, 15.7.98
http://www.zb.eco.pl/zb/162/odyseja.htm
EKO-ODYSEJA - ZB nr 4(162)/2001, czerwiec 2001
EKO-ODYSEJA 2001 - ECO-ODYSEE 2001
Można przeżyć doskonale bardzo wiele miesięcy bez dachu nad głową, można też w ogóle nie mieć samochodu ani łodzi motorowej, a przebyć tysiące kilometrów. Ważne jest by mieć odpowiednią odzież aktywną, dopasowane do siebie, rower, łódź i namiot, niezależne źródło energii odnawialnej oraz możliwość kontaktowania się ze światem i przesyłania informacji i obrazu na odległość.
O wyprawie pod tym hasłem (nawiązującym do znanego filmu science-fiction z l. 70. "Odyseja kosmiczna 2001") myślałem już od dawna. Chodziło mi o pokazanie praktycznej alternatywy zarówno dla możliwości całkowicie ekologicznego transportu (a więc bez spalania paliw kopalnych, a jedynie siłą mięśni i z wykorzystaniem energii odnawialnych), jak i dla alternatywnego sposobu życia (z dala od wielkich aglomeracji, a w kontakcie z przyrodą oraz pracy intelektualnej na odległość za pomocą elektronicznych narzędzi telekomunikacji). Pięć lat temu zacząłem ze znajomym pedagogiem Waldemarem Nowakowskim z Włocławka pracować nad opracowaniem kompleksowego programu promocji turystyki aktywnej i edukacji ekologicznej w terenie: "ECO-SURVIVAL". Wiosną trzy lata temu zacząłem kompletować sprzęt, który pozwalałby mi na przeprowadzenie założeń wyprawy; przebycie ok. 5000 km przez Polskę i Europę niezależnie od pory roku, wodą i lądem wyłącznie z wykorzystaniem siły mięśni, wiatru i ewentualnie dodatkowo energii słonecznej. Do tego celu potrzebowałem nie tylko odpowiedniej łodzi i roweru, oddychającej i termoaktywnej odzieży, śpiwora i namiotu, ale i telefonu komórkowego przystosowanego do przesyłania danych oraz palmtopa i kamery cyfrowej, by móc non stop na trasie kontaktować się ze światem, a zwłaszcza z mediami. Dlatego na początku 1998 r. zacząłem rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Myślałem o producentach palmtopów, telefonów komórkowych lub operatorze telefoni komórkowej. Podobnie bowiem jak Alvin Toefler w "Trzeciej Fali" uważam, że nowe technologie telekomunikacyjne odpowiednio zastosowane mogą zmniejszyć potrzeby transportu samochodowego i lotniczego, gdyż dzięki nim pracę intelektualną będzie można wykonywać w dowolnym miejscu globu ziemskiego. Jednak wkrótce doszedłem do wniosku, że nie jest to jeszcze ten etap rozwoju projektu ani moment wystarczającego doceniania roli Public Relations i sponsoringu przez polskie firmy handlowe, operatorów telefonii komputerowej, czy polskich pracowników przedstawicielstw zachodnich producentów sprzętu elektronicznego, wśród których właśnie zdecydowałem się szukać partnera strategicznego. Należało więc przyjąć zupełnie inną strategię. Najpierw trzeba było doprowadzić do realizacji projektu "ECO-SURVIVAL" składając wniosek o sfinansowanie projektu we Włocławskim Centrum Edukacji Ekologicznej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. Dopiero gdy program został zrealizowany, można było zacząć szukać dodatkowych sponsorów na jego rozszerzenie.
W marcu 1998 zacząłem też prowadzić dość głośną już akcję prawną odnośnie prawnie chronionych płazów ginących w źle zaprojektowanych studzienkach - pułapkach na toruńskim odcinku A-1 (więcej na ten temat można znaleźć w ZB 119: "Nowy kodeks karny - nowe możliwości w walce z technokratami w obronie naszej Matki Ziemi" lub np. "Super Ekspress Weekend" z 18.5.2001: "Żaby a sprawa polska"). Zgłosiłem mianowicie doniesienie do prokuratury w tej sprawie, gdyż w nowym kodeksie karnym niszczenie chronionych zwierząt jest przestępstwem z art. 181 k.k.
1.7.1998 odcinek ten został oddany do użytku i oświadczono, że będzie to tylko droga lokalna a nie autostrada. Automatycznie zgłosiłem kolejne doniesienie do prokuratury o potwierdzeniu nieprawdy przy odbiorze, że "odcinek został zbudowany zgodnie z przepisami" jakie musi wg prawa budowlanego złożyć kierownik budowy. Prokuratura, jak było do przewidzenia, umorzyła oba dochodzenia, a sąd oddalił nasze zażalenie twierdząc, że nie jesteśmy w tej sprawie "bezpośrednio pokrzywdzonymi, a działamy jedynie na rzecz innych osób więc nie służy nam zażalenie na decyzję prokuratora o umorzeniu sprawy". W takim razie wg sądu żaba musi jako bezpośrednio pokrzywdzona sama przyjść do sądu! Kupiłem więc dmuchany kajak i piankę do nurkowania i zacząłem robić od marca 1999 happening z kajakiem i w stroju nurka (po francusku "nure" - znaczy żaba) twierdząc, że "Nurek w amfibii może reprezentować zarówno żaby jak i płazy" (po łacinie amphibiae), oraz że jeżeli w tej sprawie zostania wyczerpana sądowa droga krajowa zgłoszę ją do Trybunału w Strasburgu oraz sam tam popłynę kajakiem, a także do Brukseli ze skargą na nie przestrzeganie w Polsce obowiązującego prawa ochrony środowiska. Od lutego 2000 zacząłem również w stroju nurka i z wiosłem występować w akcjach przeciw budowie tamy w Nieszawie. Dość znacząca była też w rozmowa w tej sprawie z redaktorem naczelnym "Wędkarskiego Świata" Jackiem Kolendowiczem, który wskazał mi 3 firmy, które mogłyby zasponsorować sprzęt do mojej wyprawy. W ten sposób w październiku otrzymałem na rewelacyjnie korzystnych warunkach łódź canoe "ORINOKO 470" od firmy PPH Mindak w Zamartem k. Chojnic oraz od Firmy Graf w Wałczu ocieplany kombinezon, kapelusz oraz specjalnie uszyty fartuch na moją łódź, zaś od firmy HUNTER z Bielska-Białej dostałem na wyprawę nóż składany oraz duży nóż survivalowy. Dodatkowo udało mi się po bardzo korzystnej rabatowej cenie zakupić w krakowskiej firmie MARABUT namiot, który mogłem rozbijać w bardzo łatwy sposób na łodzi, co umożliwia płynięcie aż zrobi się ciemno, bo nie potrzeba szukać odpowiedniego miejsca tylko wyciągnąć kajak na brzeg i podnieść umocowany na nim namiot. Pan Sławomir Mindak pomógł mi też przymocować do konstrukcji łodzi koła rowerowe, dzięki którym można ciągnąć odwróconą łódź rowerem jak przyczepkę. W ten sposób samodzielnie przewiozłem łódź ponad 30 km z Chojnic do zalewu koronowskiego, by dalej spłynąć razem ze znajomym Andrzejem Piechockim Brdą do Bydgoszczy. Również razem z Andrzejem pod koniec lutego spłynęliśmy z Bydgoszczy do Solca Kujawskiego a następnie przewieźliśmy łódź pociągiem do Torunia. Parę dni później już sam przewiozłem łódź pociągiem do Bielska-Białej. Zaproponowałem bowiem Jackowi Bożkowi z Klubu Gaja spłynięcie łodzią Wisłą z hasłem "Tama Nieszawa śmierdząca sprawa". Jacek zgodził się i zaproponował, by taką akcję zacząć 14.3 w Międzynarodowy Dzień Protestu Przeciw Budowie Wielkich Zapór w Świnnej Porębie na rzece Skawie, gdzie od 16 lat stoi rozpoczęta budowa zapory i nie ma pieniędzy na jej dokończenie. W 2 dni spłynąłem Skawą do Wadowic i przewiozłem łódź rowerem do gospodarstwa ekologiczno-turystycznego Jordana Plackowskiego, z którym znamy się od 15 lat. Stamtąd - korzystając z ostatniego "powrotu zimy", wybrałem się z namiotem, śpiworem, nartami i sankami do ciągnięcia bagażu na tygodniową wędrówkę w Beskid (Żywiec - Szczyrk - Wisła - Bielsko-Biała). Chciałem sprawdzić mój namiot i śpiwór oraz pomysł ciągnięcia bagażu na sankach (będę chciał to powtórzyć z łodzią zimą). Chodziło mi też o wyeksponowanie dwu miejscowości - symboli: Wisły, miejscowości Adama Małysza (który poprzez swój spektakularny sukces zrobił więcej dla promocji Polski niż wiele podejmowanych kosztownych działań promocyjnych) oraz Wadowic, w których urodził się Karol Wojtyła (który był zapalonym kajakarzem i narciarzem, a jakoś nikt w Polsce nie wykorzystał tego faktu do promocji turystyki aktywnej). Dlatego też bardzo się ucieszyłem gdy wyruszając w piątek 18.5 z Inwałdu by spłynąć Wisłą do Warszawy dowiedziałem się, że właśnie są 80. urodziny polskiego Papieża. Wreszcie miałem też trochę czasu by wykonać jeszcze parę rzeczy na łodzi. Dlatego płynąc do Krakowa nie spieszyłem się i zatrzymywałem się na 2 dni w miejscach, w których wypadł mi nocleg a w Krakowie obozowałem aż do 29.5. Poznałem uczestników spływu "Tratwą w XXI wiek" płynących od 27.5 z Krakowa do 24.06 do Gdańska. Ustaliliśmy, że do Warszawy możemy płynąć razem. Ponieważ planowali prawie 3 dniowy postój w Sandomierzu postanowiłem, że zostanę jeszcze w Krakowie i tam właśnie ich dogonię. Do Warszawy dopłyniemy 10.6. Ja zaś zostawię łódź w Warszawie i wrócę pociągiem do Krakowa, gdyż chcę wziąć udział w Międzynarodowym spływie kajakowym "Dunajec" 13-17.6. Potem spłynę z Warszawy do Torunia, gdzie przygotuję się do wypłynięcia na kilka miesięcy i przebycia kilku tysięcy kilometrów. Z Torunia popłynę Wisłą do Bydgoszczy, potem Kanałem Noteckim, Notecią, Wartą, Odrą i kanałami przez Berlin do Renu i pod prąd do Strasburga. Potem ponownie Renem na północ do Brukseli potem do Kopenhagi i powrót wzdłuż wybrzeża Bałtyku, aż do Gdańska i Kanałem Elbląskim do Ostródy i Drwęcą prosto do Torunia.
Oczywiście na trasie będę chciał się spotykać z dziennikarzami i mówić o celach przedsięwzięcia. Będzie o tym informować również napis po polsku i angielsku na prostokątnym żaglu (stawianym tylko przy sprzyjającym kierunku wiatru oraz w miejscowościach, przez które będę przepływać):
Toruń-Kraków-Warszawa-Strasburg-Bruksela A test o Polish & EC environmental law
EKO - ODYSEJA 2001
TECHNOKRACJA I AUTOSTRADY
|
O mojej wyprawie będę na bieżąco informował ZB, gdzie będzie też oficjalna strona internetowa o wyprawie (www.zb.eco.pl)
Jerzy Czerny, jerzy.cze@wp.pl
Kraków 29.5.2001
Kraków 29.5.2001
APEL DO POLSKICH ORGANIZACJI PROEKOLOGICZNYCH
Zorganizowana przeze mnie wyprawa pod hasłem EKO-ODYSEJA 2001 oraz od 3 lat prowadzona akcja prawna ws. toruńskiego odcinka A-1 może być doskonałą sposobnością do zwrócenia uwagi zarówno polskich urzędników, polityków, przedsiębiorców jak i opinii publicznej na fakt, że wprowadzane nowe przepisy dostosowujące polskie prawo do wymogów prawa Unii Europejskiej mogą być egzekwowane skutecznie.
Wyprawa ta również może być zauważona przez media zachodnie oraz może uzmysłowić zachodniej opinii jak daleko odbiega praktyczne egzekwowanie prawa w Polsce od zachodnich standardów. Aby tę możliwość w pełni wykorzystać, zwracam się do wszystkich polskich organizacji proekologicznych o włączenie się w podjętą przeze mnie inicjatywę poprzez:
- Wspólne opracowanie Listu otwartego "KARTA 2001" polskich organizacji proekologicznych z apelem wobec polskich władz oraz Parlamentu Europejskiego i zachodnich organizacji proekologicznych o stworzenie warunków prawnych i gospodarczych by unikalne w skali europejskiej zasoby przyrody i krajobrazu oraz tradycyjnego, rodzinnego rolnictwa nie zostały w ciągu najbliższych dziesięcioleci zniszczone, lecz by stanowiły wspólnie docenianą i wykorzystywaną dla ekorozwoju wartość oraz by prawo zaczęło w Polsce obowiązywać wszystkich tak samo, niezależnie od stanu majątkowego i przynależności partyjnej a wprowadzane przepisy faktycznie zobowiązywały administrację do ich przestrzegania.
- Pomoc w nawiązywaniu kontaktów z mediami i organizacjami ekologicznymi na trasie wyprawy.
- Wszelką, nawet drobną, pomoc finansową - na konto: Stowarzyszenie Federacja Zielonych Grupa Krakowska Bank Śląski SA w Katowicach o. w Krakowie nr 10501445-2221513795 z dopiskiem "eko-odyseja".
- Pomoc w znalezieniu sponsorów (wbrew założeniom wyprawy nie udało mi się do tej pory znaleźć sponsora np. na aparat cyfrowy i palmtop lub laptopa pozwalającego na pisanie i wysyłanie na żywo relacji z trasy wyprawy czy tez techniczną (np. tłumaczenia na język angielski dokumentów).
Bardzo serdecznie chciałbym też podziękować wszystkim osobom, bez których pomocy wyprawa ta nie mogła by być zrealizowana:
- Panu Sławomirowi Mindakowi z Zamartego k. Chojnic za wykonanie i zasponsorowanie wspaniałej łodzi canoe - ORINOKO 470.
- Panu Andrzejowi Wiśniewskiemu - "królowi żab" za jego wieloletnia działalność dla ratowania płazów ginących na polskich drogach oraz pomoc w wykonaniu żagla, napisów i zabezpieczeń łodzi przed zatonięciem.
- Firmie GRAF z Wałcza za zasponsorowanie kombinezonu z tkaniny "oddychającej" oraz uszycie fartucha na łódź.
- Zarządowi i pracownikom Toruńskiego POLSPORTU za dostarczenie wioseł, foteli, plastikowych sanek do wyprawy zimowej oraz uszycie szeregu elementów wyposażenia.
- Firmie PASAMON za dostarczenie 50 m pasów, z których wyłącznie zostało wykonane olinowanie żagla, cumy oraz cały szereg elementów wyposażenia.
- Firmie HUNTER z Bielska-Białej za zasponsorowanie dużego noża survivalowego oraz praktycznego noża składanego o długim ostrzu.
- Firmie Marabut z Krakowa za dostarczenie namiotu oraz elementów dodatkowych do namiotu.
- Federacji Zielonych - Grupie Krakowskiej i Klubowi Gaja za wsparcie finansowe. oraz wszystkim innym osobom bez których pomocy i rad wyprawa nie mogła by się odbyć.
Jerzy Czerny
EKO-ODYSEJA - ZB nr 4(162)/2001, czerwiec 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz